dc.description.abstract | Kiedy znany krakowski artysta fotografik i fotoreporter Jan Zych zobaczył moje personifikacje stwierdził, że to
jest czysty przykład pareidolii.
– Ale tego się nie leczy, to się tylko diagnozuje – pocieszył mnie.
Mimo niepowszechnej nazwy, pareidolia jest zjawiskiem powszechnie znanym. To dostrzeganie w czymś obrazu czegoś
innego, zauważanie podobieństw między niezwiązanymi ze sobą inaczej formami. Wszystkim chyba zdarzyło się, patrząc
na niebo, kojarzyć kształty chmur z postaciami ludzkimi czy zwierzęcymi. Już jako dzieci widzieliśmy w baśniach
drzewa udające w nocy monstra...
Podobieństwa między rożnymi formami wydają mi się interesującym tematem eksploracji artystycznej – a szczególnie
fotograficznej. Gdyby bowiem malarz przedstawił takie podobieństwo, zapewne obraz uznano by za wizję artysty, za
jego wyobrażenie. Raczej nie kojarzono by go z możliwym stanem faktycznym, z rzeczywiście istniejącym obiektem.
Fotografia natomiast (oczywiście niemanipulowana), mimo różnych jej nieobiektywności, pokazuje faktyczne istnienie
takich podobieństw form. W pewien sposób opisuje świat, zwraca uwagę na rzeczywiście istniejące związki wizualne.
Dostrzeżone subiektywnym okiem, zinterpretowane przez subiektywny umysł, pokazane w indywidualny sposób, ale jednak
istniejące. Zauważone, nie wygenerowane, nie wymyślone.
Zapraszam do przeczytania opinii Jana Zycha (kogóż innego mógłbym wobec takiej reakcji o nią poprosić) i do
obejrzenia prac. Do uśmiechu. A może też do refleksji nad wizualną naturą świata? Nad interpretacyjnym działaniem
naszego mózgu? | pl_PL |